Andrzej Grzyb: W teorii jest to cel zbliżony do poprzedniego – na obecne dziesięciolecie założyliśmy redukcję o 20 proc. w stosunku do 1990 roku, na kolejne dziesięciolecie miałoby to być kolejne 20 proc.. Przede wszystkim wyczerpują się łatwe rezerwy redukcji emisji, a dalsze będą kosztowały coraz więcej. Po drugie w osiągnięciu celu w roku 2020 duży udział miał kryzys gospodarczy z 2008 roku. Nasuwa się więc pytanie, czy możliwe są dalsze redukcje przy zachowaniu wzrostu gospodarczego? Dla Polski ważny jest nie tylko ogólny cel dla całej UE, ale to jak zostanie on rozłożony na poszczególne państwa członkowskie. Tutaj pojawia się pewne niebezpieczeństwo – niektóre państwa członkowskie, w tym również najwięksi adwokaci redukcji, uważają, że najłatwiej jest redukować emisje w krajach takich jak Polska i postulują by główny ciężar spadł właśnie na te kraje, gdyż mają one największy potencjał redukcyjny. Pytanie polega więc nie na tym czy jesteśmy w stanie osiągnąć 40 proc. redukcję, tylko byśmy nie zostali zmuszeni do jeszcze większych cięć. Naszym zdaniem, te kraje członkowskie, które najbardziej naciskają na redukcje powinny również wziąć na siebie największe obciążenia a nie przerzucać ich na innych członków UE. Ważna jest również ich struktura redukcji – chodzi tu o odpowiednie rozłożenie akcentów pomiędzy działy gospodarki objęte przez ETS, jak i te będące poza nim (np. transport).

Czytaj dalej: www.iznesalert.pl – Grzyb: mamy sojuszników  w projekcie reindustrializacji