BLOG POSŁA DO PE ANDRZEJA GRZYBA
Administracyjne Eurocięcia pozycji Polski w UE?
7 lutego odbędzie się szczyt UE na którym decydować się będzie perspektywa budżetowa na lata 2014-2020. Większość państw członkowskich jest przekonana o potrzebie utrzymania funduszy na politykę spójności i wspólną politykę rolną. Potwierdził to dzisiaj prezydent Francji François Hollande, mówiąc równocześnie o oszczędnościach.
Gdzie zatem znaleźć owe oszczędności? Dostępne możliwości to: ograniczenie finansowania innych polityk oraz wydatków administracyjnych, w tym również pensji i przywilejów urzędników UE. Istnieje przekonanie, by pokazać, że urzędnicy europejscy również są włączeni w solidarne ponoszenie skutków kryzysu, wraz z obywatelami państw członkowskich.
Jak zwykle jednak diabeł tkwi w szczegółach. Osobiście obawiam się, że na oszczędnościach najwięcej stracą nie ci, którzy zarabiają najwięcej (o których rozpisuje się nie tylko polska prasa), ale urzędnicy średniego i niskiego szczebla. Czytaj – urzędnicy z nowych krajów członkowskich UE w tym z Polski. Statystyki są nieubłagane: na najwyższych szczeblach w Komisji Europejskiej mamy zaledwie kilku Polaków. Wśród urzędników średniego i niższego szczebla jest ich więcej niż Niemców, Francuzów czy Anglików.
Skąd te podejrzenia? W dotychczasowych propozycjach sugerowanych przez państwa płatników netto pojawiają się postulaty aby wszyscy zostali objęci wyższym podatkiem solidarnościowym (obecnie jest to 6.5% powyżej najniższego uposażenia urzędniczego). Jednocześnie urzędnicy wyższego szczebla mają dostawać dodatki menadżerskie. Postulat sam w sobie, z punktu widzenia zarządzania korporacyjnego, jest słuszny. W praktyce jednak oznacza, że urzędnikom z nowych państw członkowskich (którzy zarabiają ok 20% mniej niż ich koledzy zatrudnieni przed 2004 rokiem, co jest efektem przeprowadzonej przed wejściem PL do UE reformy) pensje zostaną obcięte a ci, których wysokie pensje są krytykowane dostaną podwyżki.
Można uznać, że to dla naszych obywateli pracujących w instytucjach UE głównie jest sprawa prestiżu i ambicji. Są niestety postulaty dużo groźniejsze. Ten najdalej idący przewiduje wydłużenie drogi urzędniczego awansu. Ma on przynieść oszczędności, gdyż każdy awans wiąże się z podwyżką. Dla Polski jednak oznacza to, że urzędnicy z Polski zostaną dyrektorami np. w KE, nie za 10 ale za 20 lat. Czy możemy sobie pozwolić na osłabienie polskiej reprezentacji w instytucjach unijnych w przyszłości?
Obecny komisarz ds. Administracji Maroš Šefčovič zachował się niedawno mało uprzejmie odmawiając odpowiedzi pani redaktor Słojewskiej z Rzeczpospolitej na pytanie o statystyki zatrudnienia urzędników w Komisji Europejskiej z zachowaniem podziału na nowe i stare kraje członkowskie. Całkiem przypadkowo zbiegło się to w czasie ze złożeniem przeze mnie pytań do Komisji Europejskiej w podobnych kwestiach.
Polityka spójności i WPR są dla Polski obecnie najważniejsze. Pamiętać jednak trzeba również o przyszłej pozycji Polski w UE, która będzie zależała między innymi od usytuowania „naszych” urzędników w unijnych instytucjach. Oszczędności są potrzebne również w administracji. Trzeba je jednak przeprowadzić rozsądnie, tak, aby usunęły obecne w instytucjach nierówności między urzędnikami starej i nowej Unii, a nie pogłębiały ich jeszcze bardziej.